02.08.2010 20:19
Ile fabryka dała, czyli styndrom katowanych sześćsetek.
Gdy moja kobieta dowiedzała się, że w planach zamiast czterech kółek są dwa - usłyszałem kategoryczne NIE. Twardo stawiając na swoim, uspokajałem ją słowami znanymi z każdego forum " mała pojemność, mało koników - nic mi się nie stanie". Zauważyłem jednak, że mała pojemność wcale nie jest plusem w trakcie nauki jazdy, a mniejsza liczba koni szybko daje się oswoić. Wtedy, gdy jazda w ruchu miejskim powoli zaczyna przypominać slalom, a przejazd krętą drogą oznacza szlifowanie podnóżkami o asfalt rośnie apetyt na więcej. Na szybszy sprint od świateł do świateł, na wygodniejsze podróżowanie z pasażerem, na głośniejszy i potężniejszy silnik. Nie wszyscy mają jednak okazje odrazu zmienić swoje moto na większy, dorosły egzemplarz, co za tym idzie - silniki ich biednych 500 + pełną parą są kręcone do końca, aż czerwone pole obrotomierza pokryje się z czerwienią oczu kierowcy. Tacy "promoto", ( a jest ich naprawde sporo) sieją strach i zagrożenie na drogach, a ich chęci udowodnienia wszystkim łącznie z samym sobą, że " 600 to dla mnie już mało" rośnie wraz ze statystykami śmiertelności wśród młodych kierowców jednośladów. Zastanawiając się nad tym problemem zacząłem szukać rozwiąznia. Bo de facto, taki rider, odpalając swoją maszynke , pruje na łep na szyje ze świadomością , że przecież mała pojemność = no risk, a to MY SAMI wtłukliśmy im TO BZDURNE POJĘCIE do głowy. Ile razy można znaleść post typu - " nie bierz litra, weś 500+, na pewno szybko opanujesz i nic się nie stanie". Młodzi, traktując rady starszych doświadczonych motocyklistów jak mantre, nasiąkają gupotami i szaleją wszędzie, gdzie droga pokryta jest mieszanką mineralną jednego z frakcji przerobów ropy naftowej. Zadaje więc pytanie. Po co udzelać im głupich rad, łudzić ich fikcyjnym pojęciem bezpieczeństwa skoro w rzeczywistości oni sami odkręcając manetki płynął na drugi świat setkami, katując od skuterów przez półlitrowe maszynki po bestie 1000+? Przecież nie ważne, jak dużo ma sie koni i ile trwa sprint do pierwszej setki, skoro nikt inny tylko "TY" kierowco trzymasz manetke w prawej rece? Zastanawiając się nad tym wszystkim doszedłem do jednego wniosku - każdy odpowiedzalny jest sam za siebie, jak chce, niech zaczyna od Triumpha Rocketa III, wystarczy, żeby miał na tyle oleju by dostosować jazde tym cruserem do umejętnosci. Niech wsiada na R1, na Hayabuse, na cokolwiek innego, może wtedy kompleks " mniej niż trzeba" zniknie, a ilość młodych ginących zredukuje się tylko do liczby tych, którzy zapomnieli, na jakiej maszynie siedzą. A przecież świadomość posiadania stada kucyków nie jest równoznaczna z ich codziennym wykorzystywaniem, prawda? Biedne sześćsetki, odpoczną i zacznął jezdzić z tymi i w taki sposób, do jakiego zostały stworzone.
ps. zauważyliscie pewnie, że ortografia jest kiepska, prosze więc mnie poprawiać, pozdrawiam!
Komentarze : 19
Nic dodać nic ująć .
Pozwolę sobie wtrącić moje trzy grosze.Koledzy jeżdżę na moto prawie 27 lat, i mimo że kocham motocykle to pozostają dla mnie tylko kupą żelastwa sterowaną przez człowieka,i to wyłącznie od niego zależy jak z nich korzysta.Moim zdaniem jeśli ktoś jest idiotą i nie docenia maszyny to i na 125 da radę się zabić (w czasach gdy królowały WSK to niejeden kaskader odjechał na nich na tamten świat chociaż ruch był mniejszy).Posiadanie jakiejkolwiek maszyny wymaga zawsze rozsądku i żadna pasja nie usprawiedliwia narażania życia postronnych ludzi ani dzidowania między światłami w zabudowanym terenie bez względu na to ile koni mamy między nogami.Co do wykorzystania litrowych torówek to jest to możliwe i nie musi wiązać się ze szpanerstwem.W każdej okolicy można znaleźć rzadko uczęszczane odcinki dróg o dobrej nawierzchni i widoczności.W tedy po sprawdzeniu że nic się nie zmieniło na drodze możemy się wyżywać na maszynie odkręcając do końca nikomu nie zagrażając oprócz siebie,jeśli do tego dołożymy spore umiejętności to zabawa może być super.Na zwykłych drogach posiadanie takiej maszyny pozwala na hamowanie w niepewnych warunkach(np wyprzedzanie czy winkiel bez widoczności)bez obawy że nasz pojazd będziemy musieli potem nie wiadomo jak długo rozpędzać do żądanej szybkości oraz szybkie a tym samym bezpieczniejsze wyprzedzanie.Tak więc uważam litry za bezpieczniejsze pod wieloma względami od słabszych maszyn.Podsumowując tylko rozsądek a nie koniki decydują o naszym bezpieczeństwie.
Hmm dodam że idiota na 250 też jest niebezpieczny, ale nie bardziej niż kierowcy puszek, którzy na drogach sieją postrach w swoich RAT-PUCHACH wyciskając sportowe prędkości bez umiejętności i sprzętu. Brakuje statystyk ale większość z nas ma świadomość że spora część wypadków z udziałem motocykla spowodowana jest przez kierowcę auta, bądź następstwem tegoż. W aucie wystarczy ułamek sekundy i skręt kierownicy na monośladzie reaguje ciało a dopiero potem motor, czas o wiele dłuższy.
Myślę, że niektórzy świadomi podejmują ryzyko w którym szanse powodzenia mają małe, świadome ryzyko więc świadomy błąd.
tak tak, ale wiesz,mi chodzi o to, że nie jest błedem krecenie manety do konca, a 140 w miescie jest celowym i świadomym wyborem, bo przecież to tylko " 500". Nikt nie popełnia chyba świadomych " błędów" , chociaż może sie myle. Dziekuje wam że podjeiscie taka dyskusje!
Oczywiście masz rację; idiota na 500 jest tak samo niebezpieczny dla siebie jak i dla innych jak idiota na 1000. Ale zazwyczaj pojazdy typu GS500, ER-5 itp. wybaczają sporo błędów, są lżejsze, mają inaczej ustawione zawieszenie i geometrię, mają inną pozycję kierowcy itd. to właśnie stawia te pojazdy jako dobre dla początkujących. R6, R1, RR, ZX6R są stworzone do jazdy po torze a nikt swoich pierwszych kilometrów tam nie nawija...
J.
Wszystkie komentarze ciekawe, każdy z was widzi to z troszeczkę innego kąta, ja swój też dołożę.
Zatem czy 600 to mało? Pojemność 600 gdyż akurat ta jest najpopularniejsza w naszym kraju, czyli porównywana do samochodzików średniej klasy i pojemności. Przyjmijmy że taka 600setka wygeneruje hmm 78 koników, masa 204 kg + jeździec 80kg. na 1kg przypada koło 0,3KM. Dla porównania samochód sportowy rajdowy 300KM masa 1000kg czyli stosunek prawie taki sam. Motorek typowo szosowy bo nie czarujmy się, sportowa 600 wydusi spokojnie 100KM a samochodzik sportowy. Puszka sportowa bujnie się do 100hm/h w koło 4,5s, motorek na dobrym laczu zamknie się w 4s. Porównując wrażenia z przyśpieszenia to szosowa 600 wypada jak samochodzik rajdowy, więc czy to mało??
W polsce jest zbyt mało miejsc gdzie można się spokojnie bujnąć bez strachu o dziurę czy piach w zakręcie, mieszkam w kotlinie kłodzkiej i u nas graniczy to z cudem, mimo że nie bujam się na jednośladzie (względy finansowe), temat jest mi trochę znany, wyjeżdżone godziny jako plecaczek i serce które bije szybciej gdy widzi monośladzik.
Zatem moim zdaniem jeśli ktoś buja się na niskich obrotach to albo oszczędza maszynę, jest niedoświadczony, bądź ma inne powody choćby gorszy dzień ale jeśli sprawia mu to przyjemność to czemu nie, nie zawsze da się zapier*****. Jeśli kocha swoją maszynę to i tak mu odkręci manetkę tylko wtedy gdy można i ma na to ochotę, a tym bananowym dzieciom którym rodzice zapłacą aby dziecko się lansowało na monośladzie życzę cierniowych krzaków na zakręcie aby nie psuli prawdziwym pasjonatom wizerunku.
I to jest to o czym jabko napisał. Mentalność w Polsce a w innych krajach jest nie do porównania. Nawet gdyby Finowie mieli tak samo w głowie jak nasi to i tak mają lepsze drogi i z pewnością mniej zagrożeń. Ale i w takiej np. Szwecji są wariaci, co można sobie zobaczyć na różnych filmikach.
Ja akurat siedzę w Finlandii teraz i motorów widzi się tu więcej niż w Polsce(mimo, że sezon krótszy). Naprawde roi się tu od sportów (przeważnie litrów), supermoto itp. Z tym, że ludzie niezależnie na czym by siedzieli jeżdżą tu przepisowo (przynajmniej po mieście, ale i tak wyprzedzenie motocykla samochodem jadąc góra 110 km/h to jest tu czymś normalnym), kierowcy samochodów też jeżdżą jakby rozważniej. Może dlatego wypadki na drodze są tu taką rzadkością, że jak jakiś już sie wydarzy to można przeczytac o nim w krajowej gazecie.
Tak więc da się jeździć sportem powoli, tylko trzeba chcieć. No ale tu presja społeczna związana z tym, że "ma sporta a nie zap****dala" jest zerowa.
Hej, nie wiem czy czytałeś mój wpis, ale na kursowym Suzuki GN 250 też można jeździć dynamicznie i cieszyć się jazdą choć ma tylko kilkanaście kucyków. Co do dyskusji, to właśnie obserwuję komentarze i z większością zgadzam się w pełni. Jako początkujący motocyklista zdaję sobie sprawę z możliwości różnych motocykli. Choć mi wystarczy i 250 żeby sobie fajnie pojeździć i szybko to jednak gdzieś w mojej głowie też istnieje taka myśl że literek to jest coś co za ileś lat mógłbym ogarnąć. Tylko po co? Nie wiele jest takich miejsc w Polsce żeby wykorzystać możliwości maszyn sportowych. Zwłaszcza w ruchu miejskim i na polskich dziurawych drogach. Myślę że i Ci rozsądni 'lubią zapierdalać' bo poczucie jazdy szybko jest bardzo miłe. Tylko jak się zastanowić to i lecąc 80 na dziurach możesz się zabić. Kupujcie co chcecie, ale głowę warto mieć na karku i zdawać sobie sprawę z różnych zagrożeń. A tak na koniec, jeśli macie dylemat czy 600 czy litr to może 750? :P Pozdrawiam! :)
Dokładnie - polska mentalość. Ja chciałem zwrócić uwage tylko na jeden fakt - MY SAMI, MY MOTOCYKLIŚCI POLECAMY MAŁĄ POJEMNOŚĆ NA PIERWSZY MOTOCYKL CZASEM PRZESADNIE UŁATWIAJĄC RZECZYWYSTOŚĆ. to styl i techika jest odpowiedzalna za jakość jazdy, nie rozmiar silnika i ilość KM - a młodzi często mylą te 2 pojecia. Dziekuje, że wywiązała sie tu dyskusja, o to mi chodziło. Z resztą waszych wpisów również się zgadzam. Pozdrawiam, szerokosci!
Osobiscie dosiadam 600 ccm w sporcie i prawda jest taka ze jak jest dobry drajwer to i z lytrem powalczu i sie zamelduje na pul poziszion, jako ze latam z tysiacami to temat na bierzaco minusem jest to ze trzeba nontop mieszac zeby trzymac 11-14 - gonisz to i spalanie goni, ale blizej twojego tematu jak dla mnie podchodzi polska mentalnosc typu - 600?? to tam sie trzeba na swiatlach nogami odpychac? bo lyter to przeca bierze wszystko. taka polska filozofia tylko ze kupno/posiadanie lytra jak dla mnie nie robi ''szefa'' co 3ego eRlana sie Lekko da sie objechac - mistrzowie prostej i teorii z katalogu zabarwionej jutubem przy 3cim piwie w knajpie i jest tak, a co do 500setek to tez to zauwazylem ze kozacza co po niektore asy, no ale Ty wiesz zdajesz sobie z tego sprawe ze gleba boli ja tez to wiem oni widac jeszcze nie, jak na moj gust Polska zaxhlystnela sie jednosladami ich dostepnoscia no i przede wszystkim cena precli nie precli co robi na drogach taka sytacje a nie inna. Pzdr
A ja powiem tak że wszyscy mnie zrównają z ziemią ;)
Mi tam wisi kto co sobie kupi, ale wiem że kupowanie na pierwszy ogień motocykla który przyśpiesza do 100km/h w ciągu 3s to istna głupota.... po to firmy motocyklowe produkują słabsze maszyny aby tak czy tak zacząć w miarę normalnie.... powoli. A co do tematu rozsądku, to powiedzcie mi co to za rozsądek jeżeli kupujemy sportowy motocykl który kipi mocą a tu się jeździ do 4 tys obr bo mam olej w głowie i jestem rozsądną osobą i będę jeździł/ jeździła powoli... te motocykle nie są stworzone to takiej jazdy, chcesz jeździć powoli kup sobie rometa 125 ( bez urazy dla posiadaczy ) a drugi aspekt który też mnie rozpierdala to jak ktoś może o sobie powiedzieć " rozsądny " jeżeli kupuje R1 czy inny motocykl z nieogarniętymi osiągami wyposażony w jakieś tam 175KM i jeździ tym po ulicach. Po pierwsze jeżdżąc powoli tym motocyklem jesteśmy obiektem drwin ale my sb myślimy a co tam zazdroszczą itp itd ja mam olej w głowie i głowę na karku więc bujam się pięć dych na autostradzie a tak naprawdę mają rację bo decydując się na taki motocykl musimy w odpowiedni sposób go eksploatować a inżynierowie zaprojektowali go tak aby zapierdalał, kręcił do czerwonego bez zająknięcia a nie turlał się do 4 tys obr. A po drugie to nie można powiedzieć o sobie rozsądny mając do dyspozycji takie osiągi mało to logiczne :D musimy być nieźle powaleni decydując się na taką moc i rozsądek gdzieś ginie w tym całym zamieszaniu bo tak czy tak będziemy kręcić do końca a jak nie to wracam do początku po ciorta wam taki motor ! Jasne że niech każdy kupi to co chce i jeździ tym jak se tam chce ale czasem gadka o rozsądku mnie rozpierdala, no dobra jeździsz powoli ZX10R do 80km/h bo jesteś rozsądny no to widocznie kupiłeś ten motor dla szpanu a to się mija chyba z prawdziwą pasją.... omijamy tu aspekt miłosny ;) bo wiadomo jeśli kochamy kupimy i jeździmy to i tak będziemy odkręcać bo kochamy to co się dzieje w dolnej strefie obrotów i tej czerwonej ;) Moja zdanie jest taki i go nie zmienię. Ja przyznam się bez bicia mam FZR bo zakochałem się w niej a że stara i nie każdemu się podoba to mnie to wali ale lubię sobie prze gazować, z jednych świateł do drugich przeciągnąć do odcięcia ale wszystko z umiarem a czy jestem rozsądny ? to zależy kiedy.... ale coś tam zawsze bo w sumie jeszcze żyje.... więc jak dla mnie czasem gadka o rozsądności to takie pierdzielenie o szopenie. A co do wpisuj do spoko ;) pozdro
Cześć, w pierwszych słowach przepraszam za mój agresywny komentarz czas jakiś temu. Wybacz, poniosła mnie chyba frustracja z racji odstawienia moto na 3 tygodnie w środku sezonu. Oczywiście, że zaglądam do Twojego bloga, bo jest ciekawy, coraz ciekawszy, a dzisiejszy wpis poruszył mój słaby punkt - czyli właśnie pierwsze moto. Jestem młodym motocyklistą, ale stażem, nie wiekiem. Za to dobrze pamiętam, co wyrabiałem, jak byłem młody wiekiem. Rajdy Skodą S110 ojca z prędkością 80 km/h po wyboistej, wąskiej osiedlowej uliczce (kto zna ten sprzęt, wie, jak to było nierozsądne - bo ani zatrzymać, ani wybronić się kierownicą, gdyby jakieś dziecko.... tfu, tfu!...). Albo slalomy między kwietnikami VW garbusem kumpla na deptaku. Jeśliby to przełożyć na wyczyny motocyklowe, mamy pasztet. Zgadzam się w pełni z Twoją oceną sytuacji z jednym zastrzeżeniem. Nie polecam Rocketa na pierwszy motocykl. Nie jechałem, ale siedziałem i postawienie z nóżki do pionu wymaga sporego wysiłku. Moim zdaniem niebezpieczeństwo pierwszego sprzętu nie kryje się w pojemności i mocy, bo jeśli YBR 250 daje niezłego kopa, jak odkręcić na maksa na jedynce, to co dopiero pojemności 500, czy 600. Pierwszym sprzętem trzeba się nauczyć jeździć, nie używając nóg lub nogi do podparcia w innej sytuacji, niż wtedy, gdy motocykl PRAWIE stoi sam, czyli jest w pionie. A do pionu doprowadzamy go ciałem i odpowiednio dozując moc. I to jest ta granica. Czyli bardziej masa, położenie środka ciężkości są kryteriami warunkującymi, czy początkujący poradzi sobie z pierwszym motocyklem. Co do pozostałej części diagnozy, zgadzam się z Tobą - spory zapas mocy potrafi uspokoić poprzez samą świadomość, że jest i pokorę w korzystaniu z niej. Natomiast 40-50 KM przy masie 200 kg nie powinno dawać poczucia bezkarności wobec maszyny, bo to nadal jest spora moc w stosunku do masy. Jeżdżę "litrem" od początku, więc wiem, co mówię. Pozdrawiam.
Jakby nie patrzeć, masz rację. Bierzmy co chcemy, ale miejmy w głowie to, ile ma się mocy pod tyłkiem. Niedoświadczonego kierowcę może nawet taka MZ zaskoczyć. Zarówno na ETZ jak i na TS nie odkręcałem od samego początku manetki na opór. Nie wiedziałem, jak się moto zachowa. Szczerze? Szacunku do manetki nauczyć się można wtedy, kiedy moto, bez ostrzeżenia idzie na gumę. Wtedy można się przestraszyć nie na żarty. Kiedy siadam na większą pojemnośc, jak Xj600 czy VN900, nie mówię sobie, że słabe, nic nie będzie. Szacunek do manetki musi być przy każdym motocyklu, którego dosiadamy po raz pierwszy. Bo inaczej może nas niemile zaskoczyć. na przykład XJ nie zaskoczyła mnie osiągami. Nie kręciłem do ośmiu tysięcy, po których niby XJ dostaje kopa, ale manetki do maximum też nie odkręcałem. Podobnie z VN, tyle tylko, że tu moment obr. robi swoje i nawet przy odkręceniu manetki na połowę po raz pierwszy potrafi rwać ręce. Tak więc - SZACUNEK DO MANETKI. Pozdro :)
No tak zibenn, ale przyznasz, że każdego kusi czasami odkręcic i już po fakcie nie można nikogo ani niczego porównywac.
Wystarczy trochę rozsądku, a szpan na motocyklu owszem, ale w dobrych warunkach i miejscu.
Może nie jestem za doświadczonym kierwocą, ale to jest podobnie jak z rowerem. Rodzice Cie ostrzegają, żebyś tak i tak nie jeździł bo się wywrócisz i będzie bolało a ty dalej swoje do póki sam na sobie tego nie doświadczysz. Tyle, że na motocyklu ten jeden raz może być ostatnim i to jest ta różnica. Z prędkością ok. 15 km/h niedoświadczony człowiek (na skuterze) może sobie narobić bidy ( przykład z życia wzięty, na szczęście to nie byłem ja)
Z jednym się nie zgodzę, bo według mnie jakiś moto-nowicjusz nie ciągnie manetki do końca z powodu małej pojemności tylko po to, aby zaszpanowac, sprawdzic swoje mozliwosci, a gdy już ląduje na tym drzewie to przypomina sobie o zdrowym rozsądku. Nas młodych niestety ponosi ułańska fantazja i trzeba z tym walczyc albo się opanowac.
Reszta jak najbardziej okej.
Cała prawda.
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (4)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (4)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)